Rozdział 4 „Agenci”
Po wyjściu z metra Zed natychmiast skręcił za róg budynku. Minął wejście do hotelu, gdzie kątem oka zauważył w lobby grupkę imprezujących gangsterów z Voodoo Boys. Wskoczył na kontener śmietnika, a z niego wspiął się do okna na pierwszym piętrze. Gdy tylko zdążył się schować, Ev wybiegła zza rogu i wparowała prosto do drzwi znajdujących się pod oknem, przez które wdrapał się Zed.
Najemnik znajdował się na galerii okalającej lobby. Z tej kondygnacji drzwiami wchodziło się do sal konferencyjnych. Zed mógł się tutaj swobodnie ukryć, ponieważ balkon zabudowany był betonowym murkiem, za którym przykucnął i skrył się przed pościgiem oraz gangsterami.
Na dole rozległy się krzyki. Po chwili ktoś głośno zaśmiał się i zagrzmiał ciężki karabin, siekąc wszystko na drobne drzazgi. Najemnik odruchowo padł na ziemię i sięgnął po broń.
Za jego plecami dwóch agentów korporacyjnej policji wskoczyło przez to samo okno, przez które przed chwilą sam wszedł. Zauważył ich w ostatnim momencie. Natychmiast przekręcił się przodem do nich i wycelował pistolet. Obydwaj odskoczyli z linii strzału i błyskawicznie zaatakowali. Ten po lewej kopnął w rewolwer Zeda. Giwera przeleciała kilka metrów i ciężko upadła. Agent po prawej ciosem prosto w szczękę zamroczył najemnika.
Razy padały z każdej strony. Agent z lewej wyciągnął paralizator i przyłożył do brzucha Zeda. Puścił prąd, aż zaiskrzyło. Najemnikiem wstrząsnęło, ale nie tak jak spodziewał się atakujący. Zed naładował siłowniki swojego tytanowego cybernetycznego ramienia i prawym sierpowym trzasnął przeciwnika w nos.
Krew trysnęła wokoło i wiotkie ciało poleciało trzy metry w tył. Drugi agent odskoczył na bezpieczną odległość i sięgnął po swój paralizator. Nie zdarzył. Zed gwałtownie poderwał się z podłogi i zdzielił napastnika lewym prostym. Brak czasu na ponowne naładowanie siłowników uratował agenta przed pogruchotaniem pancerza twarzoczaszki.
Agent wywinął kozła i wleciał do jednej z sal przylegających do loży. Na niższym poziomie trwała zacięta wymiana ognia. Najemnik zerwał się na nogi. Nie zważając na świstające kule, wylatujące z lobby, podbiegł po swój rewolwer.
Tak uzbrojony, przykucnął i skierował się do pomieszczenia, w którym zniknął agent. We wnętrzu panowała ciemność. Zed skradając się, zahaczył o stertę poukładanych na sobie krzeseł. Przytrzymał je, żeby nie spadły z łoskotem, ale mimo to po pustej sali rozniosło się głośne skrzypienie.
Agent wystrzelił jak z procy. Złapał Zeda za klapy płaszcza, nogą kopnął w brzuch i przerzutem rozłożył na plecy. Najemnik wyrżnął jak długi, lecz w okamgnieniu przypuścił kontratak. Podwinął nogi pod leżącego na nim rywala i potężnym wykopem odrzucił przeciwnika dwa metry od siebie.
Zed sprężynką wywinął się do pozycji stojącej i wyprowadził cios z półobrotu. Ciężki bucior spadł na gębę agenta z miażdżącą precyzją, rzucając go na murek okalający balkon. Naładował siłownik cyber ramienia i ostatecznym trafieniem zamierzał zakończyć walkę.
Agent ostatkiem sił uchylił się i zastawił gardę. Jednak tak niefortunnie, że obydwaj, pociągnięci siłą wyrzutu pięści Zeda, przewinęli się przez balustradę i polecieli z krzykiem na dół w sam środek strzelaniny.