Rozdział 10 „Pan Dao”
Zed wyszedł z piwnicy na pełne słońce. Zasłonił oczy dłonią, rozejrzał się i dwieście metrów dalej dostrzegł wielki znak metra. Skierował tam swoje kroki.
Ulicami snuło się wiele osób, nigdzie się nie śpiesząc i z ciekawością przyglądając się najemnikowi. Nie przypominając wyglądem mieszkańca Pacifica, przyciągał uwagę. W tym miejscu na ziemi, gdzie dla większości ludzi życie straciło już swój cel, mógł być tylko członkiem gangu, a że nie prezentował się na haitańczyka, więc wyróżniał się z tłumu.
Wszedł do metra i szybko zbiegł po schodach. Pogrążył się w myślach i machinalnie wsiadł do kolejki numer sześć. Na stacji Heywood przesiadł się na linię zero. Opuścił ją, dopiero gdy głos oznajmił stację Brown Point.
Wśród ścisku współpasażerów na powierzchnię wydostał się w Little China. Reklamy błyskały na każdym kroku i poziomie. Im wyżej, tym większe i jaśniejsze się stawały. Zachęcały do kupna implantów, wizyty w burdelach działających pod przykrywką nocnych klubów, oglądania najnowszych braindanców celebrytów oraz innych atrakcji tego miejsca.
Zastawione straganami z jedzeniem uliczki stały się tak wąskie, że tłum przeciskał się, przelewając w każdą stronę. Zapachy kuchni mieszały się między sobą i stanowiły wyróżnik tego miejsca. Sprzedawcy przekrzykiwali się, zachwalając swoje towary jako najlepsze i najtańsze. To miejsce przypominało targ różności, a nie zwykły chodnik.
Zed wszedł do sklepu, którego kolorowy szyld głosił „Fang Dao Electronica Service”. W szklanych gablotach pokrywających wszystkie ściany leżały setki elektronicznych podzespołów, płytek, chipów i czujników. Pod sufitem wisiały ledowe lampy, które oślepiały swą jasnością.
— Czy jest Pan Dao? — Zed zapytał się niskiej Chinki, która zawsze stała za ladą i nigdy nie opuszczała swojego miejsca.
— Pan Dao jest, ale zajęty, nie wolno przeszkadzać — wyszczebiotała.
— Pewnie jak zwykle ogląda te swoje zapasy — mruknął do niej i skierował się do drzwi z napisem „Staff only”.
— Tam nie można. Tam tylko obsługa.
Zed zignorował jej słowa. Wielokrotnie wchodził na tyły sklepu bez pozwolenia, a kobieta zawsze krzyczała to samo, lecz nigdy nie ruszyła się zza lady. Na zapleczu znajdowało się jeszcze więcej półek zapełnionych elektroniką. Pokój był przyciemniony, wąski i bardzo długi, tak, że nie było widać jego końca.
Przy zagraconym biurku siedział starszy mężczyzna z kępkami siwych włosów i mamrotał do siebie coś po chińsku, komentując oglądane na ekranie zawody Shuai Jiao, dyscypliny łączącej wrestling z zapasami. Tak pochłaniała go ta walka, że nie zauważył wchodzącego najemnika.
— Hej Dao!
— O, Zed! Jak się sprawuje twoje nowe Cyberoko?— zapytał Chińczyk, ściszając wyjące widowisko. — Jak poszła wymiana z korpami, dali się nabrać na podróbkę Cyberoka, którą ci przygotowałem?
Obaj znali się od lat i razem służyli w armii. Oczywiście, starzec nie brał udziału w działaniach bojowych, zajmował się głównie instalacją wszczepów wojskowych i składaniem żołnierzy do kupy po akcjach. Stąd, po zakończeniu Czwartej Wojny, rozwinął swój fach i zaoferował swoje doświadczenie cywilom, zostając ripperdokiem. Nie raz wyroby Pana Dao ratowały życie Zedowi.
— Do dupy. Wszystko się pochrzaniło. — Najemnik usiadł na wolnym stołku. — Okazało się, że zleceniodawcą była niedoświadczona blondynka i przywlekła za sobą ogon. Potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby Ci oddać pieniądze.
— Och, tym się nie przejmuj, przecież wiem, że to dla syna. Oddasz, jak będziesz miał. Co się stało?
— Miałem spięcie z Voodoo Boys. Chyba grzebali mi w głowie. Mógłbyś to sprawdzić?
— Jak to grzebali ci w głowie? — Podrapał się po łysinie. — Nie wiesz tego? A wiesz przynajmniej, czy na pewno jeszcze masz głowę? — Zachichotał przy tym piskliwie.
— To długa historia. — Zed machnął ręką.
Staruszek wstał od swojego biurka, poszedł w głąb pokoju i włączył oświetlenie. Pomieszczenie zalała jasność o tak zimnej barwie, że wydawało się, jakby byli w szpitalu czy kostnicy. Wyposażenie również nasuwało takie skojarzenie. Na środku stało łóżko przypominające operacyjne, ale umożliwiające dostosowanie się do różnych pozycji ciała i kończyn pacjenta. Umożliwiało dostęp do organizmu ludzkiego z każdej strony.
— Sprawdźmy. Usiądź na fotelu i opowiadaj.
Sprzęt wokół po części wyglądał jak ten używany do zabiegów medycznych, ale wiele narzędzi wydawało się bardziej przydatnych w warsztacie. Największy niepokój mogła wzbudzać piła mechaniczna o ostrzu zdolnym przeciąć krowę na pół. Reszta, jak frezarki czy wiertarki, również nie przypominała typowych medycznych instrumentów chirurgicznych.
— Zobaczmy, co tu mamy. — Dao sięgnął po jeden z niezliczonych czujników i włączył skanery fal mózgowych.
Zed opowiedział całą sytuację. Badanie trwało około pół godziny, przy czym staruszek cały czas coś mruczał pod nosem po chińsku. Gdy skończył, wyłączył aparaturę, wstał i przeszedł się kilka razy po pomieszczeniu, skubiąc resztki włosów i cmokając zamyślony.
Najemnik nie wytrzymał.
— No powiedz wreszcie coś. To prawda, co mówił Asaf? Możesz go wymontować?
— Ciężka sprawa, chłopcze. Niestety, masz podłączony chip do pnia mózgu. To coś działa, jakby zastępowało ośrodek mózgu odpowiedzialny za odruchy warunkowe.
— Co to znaczy?
— Z tego, co mówił ten gangster wynika, że skopiowali pewną część danych reakcji nabytych i zaszyfrowali je w tym chipie. Synchronizuje się on z falami bioelektrycznymi mózgu, które mogą stanowić jedną z części hasła odpowiadającego za deszyfrowanie strumienia danych. Nie mogłem odczytać zawartości mikroprocesora, a przynajmniej dane były nielogiczne.
— A jaśniej możesz?
— Bez odpowiedniego hasła, nie ma możliwości przywrócenia tych danych.
— Nie mogłeś odczytać danych? Przecież jakoś funkcjonuję, czyli mój mózg ma dostęp do zawartości tego scalaka.
— Tak, to prawda. Jeden z kluczy szyfrujących jest oparty o częstotliwość fal mózgowych, co oznacza, że tylko twoje ciało ma dostęp do danych. Nic innego nie ma do nich dostępu.
— Można to wymontować?
— Obawiam się, że to może spowodować utratę pewnych odruchów nabytych. Nie wiem jednak, których dokładnie. Może przestałaby smakować ci pizza albo przestałbyś pić piwo.
— Kurwa, a co w najgorszym przypadku?
— Może to być wszystko. Od używania widelca po siadanie na sedesie i samodzielne podcieranie tyłka. Wszystkie reakcje nabyte w wyniku powtarzania pewnych sytuacji.
— Czy da się to wyłączyć lub zmienić pozostały czas działania?
— Tego nie wiem, bo algorytmy przetwarzania danych również są zaszyfrowane. Udało mi się wyizolować działanie programu, ale jego analiza może potrwać tygodnie. Przez ten chip przepływa zbyt wiele danych. Część z nich może być odczytywana, coś może być zmieniane. Trudno będzie znaleźć miejsce przechowywania odmierzanego czasu.
— Cholera, co więc teraz powinienem zrobić?
— Musisz oddać to Cyberoko temu gangsterowi i mieć nadzieję, że ten rzezimieszek dotrzyma słowa. Z drugiej strony, ten półgłówek nie przeprowadził tego zabiegu sam. Musi mieć do tego dobrego specjalistę.
— Dobrze kombinujesz. Muszę dotrzeć do Brigitte. Ona jest szefową Voodoo Boys, kiedyś pracowałem dla niej, powinna mi pomóc.
Zed zerwał się z fotela i zdjął czujnik fal mózgowych, mający wygląd czepka pływackiego.
— Muszę lecieć Panie Dao. Nie mam czasu do stracenia.