fbpx

Rozdział 12 „Ucieczka”

Ev wstała z ławki. W celi, w której Asaf zamknął ją około dwóch godzin temu, nie znajdowało się nic poza niską leżanką, na której nie było nawet materaca. Przeszła się kilkukrotnie z kąta w kąt i podeszła do drzwi. Na wysokości oczu miała małe okienko. Widziała przez nie nieoświetlony korytarz i kilka wejść do innych pomieszczeń. Naprzeciwko wyróżniała się sala netrunnerów, w której wcześniej rozmawiała z gangsterami.

Ponownie okrążyła pomieszczenie. Wzięła trzy głębokie wdechy, próbując uspokoić bijące serce i zastukała na strażnika. Ten po chwili podszedł i zmierzył kobietę lekko mętnym wzrokiem.

— Co tam, lalka, chcesz? — powoli artykułował sylaby. — Czegoś potrzebujesz akurat teraz?

— Czuję, że palisz zioło. Poczęstujesz mnie?

— Nie ma mowy — odwrócił się i chciał odejść.

— Hej, zaczekaj. Daj mi jednego bucha, a nie pożałujesz.

Ev złapała swoje blond włosy, splotła je do góry, podpinając spinką i prezentując smukłą szyję. Powoli zaczęła zdejmować swoją marynarkę. Rozpięła dwa górne guziki bluzki. Gangster wpatrywał się w jej wyeksponowany bujny biust. Jego oczka zwęziły się, a wyobraźnia zaczęła pracować.

Zaciągnął się skrętem i zabrał się do otwierania zamka. Nie szło mu to sprawnie. Kilkukrotnie pomylił klucze i ciągle próbował tego samego. W końcu odsunął stalową zasuwę i wszedł do celi.

— No, to co teraz, jak dam ci dymka?

— Nie targuj się, daj.

Ev wyciągnęła rękę w jego kierunku i gdy ten nie zareagował, zaczęła rozpinać guziki koszuli. Gdy doszła do najwyższego, niespodziewanie zrobiła krok w przód. Podstawiła mu nogę, chwyciła za twarz i silnie go pchnęła do tyłu. Gangster całym ciężarem wyrżnął plecami o podłogę tak, że stracił dech w piersiach. Oczy wyszły mu na wierzch.

Ev przeskoczyła przez nieruchome ciało. Głowa mężczyzny wystawała za próg celi. Kobieta zamachnęła się otwartymi drzwiami i zdzieliła nimi leżącego w czaszkę. Ten tylko jęknął i zemdlał. Ev pochyliła się nad nim i zabrała klucze. Ponownie trzasnęła drzwiami, które nie chciały się domknąć. Zaryglowała zamek i przykucnęła, rozglądając się czy nikt nie usłyszał całego zamieszania.

Nie zauważyła żadnej reakcji. Zajrzała do sąsiedniego pokoju. Na stole leżał pistolet jej byłego strażnika. Sięgnęła po niego i sprawdziła, czy jest naładowany. Przypomniała sobie szkolenie z używania broni, które odbyła kilka lat temu w pracy. Przez myśl przemknął jej jeden z byłych chłopaków. Mieszkał na pustyni i często razem strzelali do puszek dla zabawy. Przeładowała i wprowadziła nabój do komory. Pozostawiła bezpiecznik w pozycji zablokowanej.

Zamarła, słysząc śmiech dochodzący z największej sali. Obejrzała się w drugą stronę. Dwuskrzydłowe stalowe wrota blokowały przejście. Za zamontowanymi w nich szklanymi bulajami przebijała nikła poświata. Na środku migało czerwone światełko zamka kodowego.

Jak najciszej podeszła do wyjścia i wyjrzała na zewnątrz. Nikogo nie zobaczyła. Korytarz biegł około dziesięciu metrów na wprost i ginął w ciemnościach. Dioda pulsowała na czerwono.

Przyjrzała się klawiszom na pin padzie. Wpisała kod 2 4 8 6 #. Dioda rozbłysła na pięć sekund i wróciła do mrugania. Nic się nie wydarzyło. Ev zaklęła cicho. Wbiła 2 4 0 6 #.

Kolor zmienił się na zielony, a zamek szczęknął. Delikatnie pchnęła drzwi, ale musiała się dobrze zaprzeć, bo te okazały się masywne i ciężkie. Przytrzymała je przy zamykaniu, tak, że dało się słyszeć zgrzyt zawiasów. Wyjrzała przez okienko. Nikt za nią nie szedł.

Skierowała się ku ciemności.

Na końcu wąskiego przejścia znajdowało się wejście do windy oraz ażurowe schody prowadzące w górę. Panował tam półmrok. Chwyciła się poręczy, nie ryzykując upadku. Potknęła się od razu o trzeci schodek. Chwilę odczekała, nasłuchując, czy nikt nie zbliża się, a następnie ruszyła dalej.

Korytarz na kolejnym piętrze wyglądał identycznie jak ten w piwnicy. Ciemność uniemożliwiała dostrzeżenie, co znajduje się w głębi. Nie kusiła losu. Weszła wyżej, gdzie oświetlenie sugerowało, że na tym poziomie mogą znajdować się ludzie.

Jej przypuszczenia się potwierdziły. Za drzwiami po prawej usłyszała rozmowę. Zdecydowała się na te po lewej. Otworzyły się bezgłośnie i pierwsze co zobaczyła Ev to kamera skierowana prosto na nią. Nie widziała już sensu skradania się i ruszyła biegiem w lewo.

Obydwa kierunki ucieczki wyglądały tak samo, ale ten, który wybrała, okazał się niefortunny. Na pierwszym zakręcie wpadła na zaczytanego doktorka, który wcześniej operował Zeda. Zderzenie zaskoczyło ich oboje. Mężczyźnie wyleciały papiery, które trzymał przed sobą, a kobieta upuściła pistolet. Potoczył się po ziemi i oboje zastygli w pozie wyczekiwania.

Pierwsza oprzytomniała Ev i jednym skokiem dopadła do broni. Doktorek zareagował po chwili, ale pistolet wycelowany w niego pokrzyżował jego plany.

— Co tu robisz? — wyjąkał doktorek.

— Bądź cicho i nie rób głupstw — Ev skierowała lufę w jego kierunku. — Jak tylko się ruszysz, odstrzelę ci łeb!

— Kurwa, spokojnie. Skąd się tu wzięłaś?

— Gdzie jest wyjście? Mów!

— Wyjście jest tam — wskazał za siebie — ale przed nim jest pełno ludzi z bronią. Nie przejdziesz tamtędy.

— To idziemy w tę stronę — wskazała na przeciwległy korytarz.

— Ale tam jest kuchnia.

— Na pewno jest z niej jakieś wyjście. Prowadź.

Ev szarpnęła doktorka za kitel i szturchnęła go pistoletem. Ruszyli w kierunku, z którego wcześniej przyszła.

— Co to za kamera? — wskazała na urządzenie, na które natknęła się przy wejściu.

— To monitoring. Nawet jeśli nikt go nie obserwuje, to zaalarmuje kogoś, jeśli nie rozpoznał twojej twarzy.

— Szlag by to.

Potwierdzeniem jego słów było ciche wycie alarmu, dobiegające z oddali. Natychmiast przed nimi, na końcu długiego korytarza, pojawiło się dwóch mężczyzn z krótkimi karabinkami. Stanęli jak wryci na widok kobiety z pistoletem.

— Nie zbliżajcie się, bo go odstrzelę! — Ev przyciągnęła doktorka przed siebie i przystawiła mu lufę do skroni. — Ani kroku dalej!

— Nie strzelać! Nie strzelać! — krzyczał.

Uzbrojona dwójka zatrzymała się, ale nadal celowała w Ev.

— Chyba się zgubiłaś lalka! — zaśmiał się pierwszy gangster.

— Stąd nie ma wyjścia — wtórował mu drugi.

Ev pociągnęła zakładnika do tyłu i oboje zaczęli się cofać. Mężczyźni podążali za nimi, trzymając dystans i cały czas kpiąc.

— Chcesz się przewietrzyć? Droga wolna, tylko puść naszego medyka.

— I tak nie uciekniesz daleko. U nas tylko plaże i morze.

Ciągle się cofali.

— Za tym zakrętem jest wyjście ewakuacyjne. Puść mnie i uciekaj — wysapał doktorek cały mokry ze stresu.

— Jak się tam dostać?

— To pierwsze drzwi za nami. Otwierają się tylko od środka. Wyjdziesz na główną promenadę przed hotelem.

Ev skręciła za załom i szarpnęła doktorka do wyjścia.

— Otwieraj! Już! Jesteś mi jeszcze potrzebny.

Gangsterzy ruszyli biegiem, gdy tylko przestała być widoczna. Doktor otworzył bramkę przeciwpożarową i zalała ich fala słońca. Obydwoje wybiegli na zewnątrz. Ev szarpała zakładnika do biegu, ale oślepiona światłem nic nie widziała.

W tym momencie z piskiem opon zahamowała przed nimi furgonetka.

— Kurwa, co wy odpierdalacie!? — wykrzyknął kierowca. — Cholera przecież to ten konował.

Mężczyzna wyskoczył z samochodu, dobył broń zza pasa i puścił serię w kierunku wybiegających z hotelu przeciwników. Pierwszy trafiony zawył głośno i obydwaj natychmiast schronili się we wnętrzu.

Kierowca przeskoczył przez maskę, chwycił Ev i medyka, a potem siłą wepchnął ich do tylnego przedziału furgonu. Z trzaskiem zamknął klapę i oddał jeszcze dwa strzały w stronę gangsterów, którzy wyszli przed główne wejście hotelu.

Wpakował się za kierownicę i wykręcił wyjąć silnikiem na wysokich obrotach. Kule świstały i dzwoniły o karoserię, gdy zwiększał prędkość, oddalając się od serca dystryktu Pacifica.