Rozdział 1 „Pizza”
Zed szybkim krokiem zbliżył się do drzwi. Nie przejmował się możliwością wywołania zamieszania czy zwrócenia na siebie uwagi sąsiadów. W megabloku sąsiedzi nie interesowali się niczym, co działo się poza ich mieszkaniem. Zed wyrwał konsolę elektronicznego zamka i oderwał kabelki. Wyjął z kieszeni transmiter i podłączył go na żabki do drucików. Uruchomił tablet, który natychmiast nawiązał połączenie z systemem automatyki domowej.
Wybrał program wejścia do lokalu oznaczony jako „Dostawca pizzy v3”. Teraz pozostało mu tylko czekać. Program zadzwonił do wideofonu.
— Kto tam? — odezwał się basowy głos.
— Pizza — odpowiedział bot działający na tablecie. Urządzenie wysłało przez transmiter obraz dostawcy pizzy z czapeczką firmową „PizzaNet” i kartonem w dłoni.
— Wejść — padło w odpowiedzi i szczęknął rygiel.
Zed otworzył drzwi i stanął twarzą w twarz z domownikiem, tak otyłym, że zajmował bez mała cały korytarz. Jego łysa głowa niemalże ocierała się o sufit. Grubas nie miał szans na reakcję, gdy tytanowe ramię Zeda wyrżnęło go w nos z mocą czterech tysięcy niutonów, generowanych z najnowocześniejszych siłowników, będących na wyposażeniu najemników SARS-Protects.
Wielkolud okazał się jednak bardziej wytrzymały, niż mógł sugerować jego dobroduszny wygląd. Oprzytomniał, zaparł się ramionami o ściany korytarza i w kolejnej sekundzie celował już z broni ukrytej w endoprotezie ręki.
Zed nie miał już czasu na wyjmowanie pistoletu. Zdążył tylko włączyć doładowanie siły ciosu i ponownie trzasnął pięścią w szczękę grubasa.
Wielkolud poleciał kilka metrów w tył. Wpadł w krzesła i rozbił szklany stół w drobny mak. Jego nos wyglądał jak rozbryzgany burak, a ze zmiażdżonych warg wystawała metalowa szczęka ze zdeformowanymi zębami.
Z głębi pokoju rozległ się krzyk. Gdy Zed wszedł dalej, z łóżka zerwała się naga kobieta. Całe jej ciało pokrywały tatuaże smoków, wyzierających z najbardziej intymnych miejsc. Zeda nie interesowało kim była, czy kochanką, czy prostytutką. Znalazła się w złym miejscu o złym czasie.
Najemnik wyjął metalizowany rewolwer, wycelował w kobietę i nacisnął spust. Automat w ciągu sekundy wypluł kilka pocisków. Ciało kobiety upadło na łóżko, a na jej piersi wykwitły czerwone plamy krwi.
Pomieszczenie zostało oczyszczone i Zed mógł się rozejrzeć. Przez duże okrągłe okno wpadały światła miasta, a kolorowe neony wypełniały pokój świetlnym spektaklem. Na martwym ciele kobiety tańczyły ożywione przez światło smoki, tworząc na niej feerię barw. Pomięta pościel miękko otuliła jej ciało.
Wyposażenie mieszkania było standardowe i takie samo jak wszystkich lokali w całym budynku. Dodatkowo, od trzydziestego piętra wzwyż każde miało szklany stół na środku, dwa skórzane fotele i taką samą sofę. Biurko schowane we wnęce, z kilkoma monitorami wyświetlającymi logo korporacji „NeuroSphere Technologies”, producenta systemu komputerowego, dopełniało wyposażenie.
Najemnik wyjrzał przez okno i spostrzegł naprzeciwko, w odległości sześćdziesięciu metrów, kolejny mega blok. Szybki rekonesans okien nie ujawnił żadnego ruchu, czy wścibskiego zainteresowania sąsiadów.
Ulicy na dole nie można było dostrzec pod szarą chmurą smogu, a powyżej latały AVki (ang. Aerial Vehicle), lecz ich tor lotu znajdował się za wysoko, żeby mogły coś dostrzec w jednym z tysiąca okien.
Zed podszedł do komputera i machnął ręką przed czytnikiem tęczówki. Monitory rozświetliły się, a na nich ukazał się napis „Użytkownik nierozpoznany. Zdejmij nakładki na oczy”. Zajrzał do szuflady w biurku i przetrząsnął jej zawartość. Gdy nie znalazł tego, czego szukał, otworzył drugą szufladę i wyrzucił jej zawartość na podłogę.
Niecierpliwie odwrócił się i podszedł do wbudowanej w ścianę szafy. Dotknął drzwi, a te z lekkim szumem otworzyły się powoli. Po kolei wygarnął rzeczy z półek na środek pokoju. Kilka koszul, spodnie i bieliznę. Nogą wykopał trzy pary butów. Ze złością walnął pięścią w bok szafy.
Zdenerwowany skierował się do łazienki. Powtórzył czynność, wygarniając wszystkie kosmetyki z toaletki. Nie było tego wiele, kilka wkładów dezynfekujących do parownika. Zawierały zarówno środki myjące, jak i perfumy. Wystarczyło załadować taki do parownicy, postać kilka minut w kabinie i wychodziło się czystym i pachnącym.
Wrócił do pokoju. W tych mieszkaniach kuchnię zastępował automat do przygotowywania i wydawania posiłków. Mieścił się obok szafy. Przetrząsnął już wszystkie kąty i nigdzie nie znalazł szukanego obiektu. Za długo już przebywał w tym miejscu.
Rozejrzał się jeszcze raz. Biurko, szafa, rozwalone ubrania, martwa kobieta, grubas w nieokreślonym stanie.
— Gdzie to może być? — zapytał sam siebie.
Podszedł do tłuściocha i przyjrzał się jego twarzy. Uśmiech zadowolenia zdradził, że znalazł to, czego szukał. Podniósł leżącą nieopodal łyżeczkę, która upadła z rozbitego stołu i bez wahania wbił ją w oczodół grubasa, sprawnie wydłubując gałkę oczną. Trzymała się mocno, przymocowana solidnie do przekaźników neuronowych. Zed musiał energicznie szarpnąć, żeby wyrwać złącza, aż wielka głowa poderwana do góry łupnęła głośno o podłogę.
Obejrzał dokładnie wyrwaną gałkę. Kulisty szklany kształt, oblepiony krwią i wydzielinami posoki, zakończony był wiązką wyjść, które wpinało się do specjalnego interfejsu umieszczanego w oczodole. Po przejrzystości gałki widać było, że nie jest to jakaś podrzędne oko, tylko znakomita i zaawansowana robota. Na tylnej ściance dostrzegł napis „Militech. For internal use only.”
— No ładne cacko. Można za to przetrwać kolejny miesiąc — zagwizdał przez zęby.
Zed wytarł zabrudzenia w śnieżno białą pościel. Schował przedmiot do pojemnika przy kamizelce taktycznej i wyszedł z mieszkania.
Jego misja była zakończona. Resztę wykonają spece od czyszczenia miejsca operacji. Wykasują obraz z kamer monitoringu, pozacierają ślady biomedyczne i podrzucą DNA jakiegoś bezdomnego ćpuna. Bez dalszego zastanawiania, Zed wyszedł z mieszkania.